Dyrektor szpitala w Sieradzu Witold Stefaniak został odwołany, ponieważ nie poradził sobie z rozprzestrzenianiem się koronowirusa w szpitalu, który pojawił się w czerwcu w szpitalu i spowodował zakażenie 80 osób, tym samym Sieradz stał się jednym z większych ognisk koronawirusa w Polsce.
Pod koniec czerwca w sieradzkim szpitalu zdiagnozowano 80 przypadków zakażania koronawirusem SARS-CoV-2. Były to przypadki, zarówno u pacjentów (45 osób), jak i personelu (35). Zdecydowana większość chorych przechodziła wirusa bezobjawowo, zostali przewiezieni do szpitali w Zgierzu w Łodzi. W związku z zakażeniami urząd miasta zwołał sztab kryzysowy, który natychmiast zdecydował o powrocie obostrzeń, w tym: zamknięciu placu zabaw, plenerowych siłowni, zmienionych godzinach pracy placówek publicznych, a prezydent miasta wiele razy apelował do mieszkańców o przestrzeganie zasad bezpieczeństwa. Wówczas dyrekcja szpitala podjęła decyzje o zamknięciu kilku oddziałów: nefrologii, diabetologii i kardiologii.
Niestety szpital, a właściwie jego dyrektor Witold Stefaniak nie poradził sobie już tak dobrze i w ostatnich dniach zapadła decyzja o jego odwołaniu ze stanowiska, czego powodem ma być właśnie brak reakcji dyrektora szpitala na zapobieganie rozprzestrzeniania się koronawirusa w szpitalu. Zarząd województwa łódzkiego, jak jako oficjalny komunikat podał: „dyrektor niewystarczająco poradził sobie z sytuacją w szpitalu po wybuchu pandemii COVID-19 nie zapobiegł rozprzestrzenieniu się zakażenia wśród pracowników placówki i jej pacjentów.”
Obowiązki odwołanego dyrektora pełni obecnie ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego dr Marek Neuberg, do czasu, aż zostanie wybrany następca Stefaniaka.
Polskie szpitale w walce z koronawirusem
Pandemia koronawirusa wstrząsnęła polską służbą zdrowia i obnażała wiele problemów, z którymi borykają się szpitale. Specjaliści wymieniają szereg przyczyn, które pogrążyły szpitale w chaosie. To właśnie dyrektorzy szpitali zawiedli w dużym stopniu. Wielu z nich nie przywiązywało uwagi do procedur bezpieczeństwa, szkoleń w razie epidemii czy innej sytuacji kryzysowej. Dzieje się tak dlatego, że w wielu szpitalach na kierowniczych stanowiskach pracują ludzie niekompetentni. Do tego bardzo niskie zarobki np. pielęgniarek sprawiają, że pracują one niejednokrotnie w kilku placówkach na raz, co sprzyja sytuacji, w które koronawirus rozprzestrzenia się między oddziałami i szpitalami.
Do walki z koronawirusem potrzebne są dwie rzeczy: przestrzeganie zasad bezpieczeństwa i finanse. Na przykład niektóre województwa wystąpiły do Unii Europejskiej o dotacje na walkę z epidemią. Dzięki temu szpitale zaopatrzyły się w środki ochronne dla pracowników (mobilne aparaty RTG, tomografy, respiratory, łóżka do intensywnej terapii, systemy do bezdotykowego pomiaru temperatury, ale też maski, gogle, przyłbice, kombinezony, płyny do dezynfekcji), a także w sprzęt medyczny, ratujący zdrowie i życie zakażonych.
Unia Europejska przeznaczyła na walkę z Covid-19 150 mln złotych. Środki te zostały już niemal w pełni wykorzystane.